Małego Księcia. - Ingrid? Niech idzie do diabła! - wybuchnął. Tym razem wybuchnął Mark. - Przyszedł list od Tammy - powiedział Doug, gdy wszyscy członkowie jego zespołu wrócili do obozu i za¬siedli wokół ogniska, nad którym wisiał kociołek z wodą na herbatę. - Przeczytam wam. - Ja wtedy - zaczęła Róża cichym głosem - też nie zobaczyłam siebie w Lustrze Prawdy i przestraszyłam się... - Dobra, zostawmy ją. Teraz chodzi o Henry'ego. Przy¬kro mi, ale muszę go zabrać. - Czy mogłabyś na chwilę stać się kilkoma różnymi kwiatami? domyśliła się o czym rozmyśla Mały Książę. - Wypożyczyli bobslej i zjechali czarną trasą, wie pani, najtrudniejszą, przeznaczoną dla najbardziej doświadczo¬nych zawodników. Czysta głupota! Niestety, byli pijani. Mark nie posiadał się ze zdumienia. Jakim cudem ktoś może tak po prostu wziąć swoje rzeczy i ruszyć w drogę? Wszystkie znane mu kobiety potrzebowałyby kilku godzin, żeby się spakować, o czasie potrzebnym na podjęcie decyzji nie wspominając. Tammy zachowywała się tak, jakby miała w plecaku wszystko, co jej do życia potrzebne. jesteś nową odmianą baobabu. które ukazywało prawdziwe oblicze tego, kto w nie spojrzał. Nie ukrywam, iż zerknąłem w nie trochę niepewnie, - Ze wciąż stajesz się sobą i że zależy to tylko od ciebie.
Mały Książę pochylił się nad Różą, a ona, lekko zakołysawszy łodygą, musnęła płatkami usta Małego Księcia. Przepraszam, jeśli cię tym uraziłem. szczęście odnajdowali w tym, iż ktoś chciał i umiał ich pocieszyć... Ale najwięcej wśród mądrych Poszukiwaczy
charakteru do szlochania skłonności nie miał, a nawet w ogóle pozbawiony był daru łez, to Już się nie kryjąc, pani Polina przycisnęła twarz do szyby, przekonała się, że fizyka w Korowina szukali po całym Kanaanie i w końcu nie znaleźli), pani Lisicyna zachodziła do
Dźwięk robił się coraz wyraźniejszy i bardziej nieznośny – jakby żelazny pazur skrobał pogrążył się z kretesem w swoich dziwacznych doświadczeniach. Za wszelką cenę chce wyczytać kłamstwo
- Jest jeden. Najważniejszy. To moja rodzina. - Z de¬terminacją podeszła do limuzyny, otworzyła przednie drzwi, rzuciła plecak na podłogę i zajęła miejsce obok szofera. - Henry może mnie potrzebować. Najpierw muszę go zobaczyć, bez tego niczego nie podpiszę. Albo więc zawiezie mnie pan do Sydney, albo złapię okazję. Co pan woli? - Skoro dzielimy się opieką, to niech to będzie spra¬wiedliwy podział, również ze względu na dobro Henry'ego, który będzie mógł spędzić tyle samo czasu z tobą, co ze mną. Moim zdaniem najlepszy będzie rytm dobowy. Dlatego do kolacji zostanie z tobą, a potem ja się nim zajmę. - Ja wtedy - zaczęła Róża cichym głosem - też nie zobaczyłam siebie w Lustrze Prawdy i przestraszyłam się... - Maska długo nie chciała się zgodzić na pokazanie prawdziwej twarzy. Zgodziła się dopiero wtedy, kiedy Obudziła się o świcie. Ponieważ wolała, by nikt jej tu nie znalazł, wstała, zwinęła szybko namiot i wróciła do za¬mku. Przed wejściem zawahała się. Poleciła służbie nie wy¬chodzić z pokojów przed siódmą. Trochę szkoda, bo teraz ktoś mógłby zanieść Markowi gorącą herbatę. Pewnie chęt¬nie by się napił. Nonsens, jeśli Henry przez całą noc nie dał mu zasnąć, to Mark potrzebuje paru godzin snu, a nie gorącej herbaty. Nie należy mu przeszkadzać. stwa, ale ja nie. Nie muszę być psychologiem, żeby stwier¬dzić poważne zahamowania w jego rozwoju. Nie mogę mu zaoferować korony ani przekazać władzy, ale dostanie ode - Proszę mi go dać - wyszeptała zdławionym głosem i porwała siostrzeńca z rąk ochmistrzyni. - Już dobrze, Henry, już jestem... Właśnie szłam do ciebie. Już dobrze...